Wyobrazcie sobie, gdyby w ksiazce kucharskiej kazdy przepis zaczynal sie od rady typu: „zamoczcie w wodzie male kawalki pordzewialego zelaza, odstawcie na dlugi czas, potem dodajcie szczypte chloru i tyle samo piasku, dobrze wymieszajcie i dodajcie do smaku herbicydow i pestycydow”. Z pewnoscia taki pseudokulinarny przepis nie zachecilby was do przygotowania tego dania, a tym bardziej do pozniejszego jego spozycia. Oczywiscie, kazdy rozsadny czlowiek rozumie, ze podanie takiego koktajlu swojemu organizmowi jest nie tylko niesmaczne, ale i skrajnie niebezpieczne dla zdrowia. Jednoczesnie, co moze dziwi, jestesmy mocno przekonani o swoim zdrowym rozsadku, gdy nalewamy do garnka czy czajnika wody spod kranu.
Czasami trudno nas zaskoczyc przerwami w dostawie wody, awariami w systemie komunalnym, bo przeciez dobrze wiemy, ze od dawna jest on w slusznym wieku. Dla nas, w wiekszosci przypadkow, jest to wylacznie sygnal, ze lepiej miec w domu zapas wody „na czarna godzine”. W pozostalych kwestiach zachowujemy sie tak, jakby nasze rurociagi blyszczaly nowoscia. Bez strachu i watpliwosci pozwalamy wodzie z kranu pluskac sie w naszych pralkach i zmywarkach, nie mowiac juz o tym, ze z nie mniejsza pewnoscia gotujemy z niej kompot, a nawet kaszke dla dziecka. Wiec czy warto w takim razie oburzac sie na pierwsza „kulinarna” rade, jesli woda, ostala w rdzy, dawno juz weszla w nasze zycie codzienne
Zgodzicie sie, ze jesli w naszym domu sa tak zwane wybielacze, to trzymamy je w bezpiecznym miejscu. Wiedzac na ile niebezpieczny jest to zwiazek chemiczny, bierzemy go do rak tylko w przypadku jesli trzeba agresywnie podzialac na zabrudzenie. Zapewne nikt nie bedzie go trzymal miedzy produktami spozywczymi lub, powiedzmy, nie doda go do wody, ktora podlewa kwiaty. Jednoczesnie, czy nie dziwi nas, ze branie prysznica pod struga wody z rurociagu, ktora zawiera niemalo chloru, kojarzy sie nam wylacznie z przyjemnoscia, korzyscia i milymi doznaniami? Juz na tyle przywyklismy do chlorowania wody w rurociagach, ze nawet czujac jej zapach, nie odczuwamy wewnetrznego oporu, a juz tym bardziej, nie zastanawiamy sie nad tym, jak wplywa ten agresywny dezynfekujacy srodek na nasz organizm.
Wiedze o krazeniu wody w przyrodzie „wyniosl” ze szkolnych lawek nawet najbardziej przecietny uczen. Dlatego nietrudno wyobrazic sobie, jaka droge przeszla woda zanim trafila do naszych kranow. Nie liczac komunalnej sieci rurociagow, zdazyla spasc razem z deszczem i polezec na polu, a pozniej splynac do rzeki. Czy warto dodawac ile jeszcze szkodliwych substancji musiala zmyc na swojej drodze zanim trafila do naszego domu? Wydawaloby sie, ze bardzo uwaznie dbamy o swoje zdrowie, przeciez czesto interesuje nas pochodzenie warzyw na rynku i sledzimy wiadomosci ze stacji sanitarnej, dobrze wiedzac, iz przemysl chemiczny nie stoi w miejscu, pomagajac gospodarstwom rolnym. Jednoczesnie ten fakt, ze „podejrzane” warzywo i woda, ktora pozniej trafi do rurociagow, byly na jednym i tym samy polu, pozostaje jakby poza polem widzenia. Widocznie, wypite spod kranu chemikalia zajely nalezne im miejsce w naszej diecie razem z chlorem, brudem, solami metali ciezkich i zwyklymi strzepami rdzy.
Oczywiscie to, czy warto zwracac uwage na uzdatnianie wody pitnej – jest wylacznie Panstwa sprawa. Nawet jesli uwazacie, ze jest to blahostka, dzielac sie z przyjaciolkami przepisem na swoje popisowe danie, nie zapomnijcie wspomniec jakiej wody uzywacie przy jego przygotowywaniu.